Małgorzata Kożuchowska: Medycyna estetyczna idzie do przodu, może dam się namówić
W rozmowie z Gwiazdami Małgorzata Kożuchowska zdradza, jak czuje się w roli ikony mody, dlaczego jeszcze nie zrobiła sobie botoksu i jak wychowali ją rodzice.
Gwiazdy: Czy to prawda, że nie korzysta pani z pomocy stylistów?
Małgorzata Kożuchowska: Tak. Zawsze ubierałam się sama i wierzę swojej intuicji. Sama wiem najlepiej, w czym się czuję dobrze i na co mam w danym momencie ochotę.
Jak reaguje pani na kolejne tytuły ikony mody?
To oczywiście miłe, choć nie traktuję tego z przesadną powagą. Moda powinna być zabawą, okazją do pożonglowania konwencjami. Tak ją traktuję.
Koleżanki przychodzą do pani z prośbą o modową radę?
Zdarza się. Cieszę się, gdy moja rada okazuje się trafna i ktoś poczuje się lepiej, bardziej kobieco, gdy strój doda mu odwagi, wiary w siebie.
Zdaje sobie pani sprawę, że niektórzy uważają, że jest pani perfekcyjna?
Gdyby wszyscy widzieli, w jakim chaosie wychodzę czasem z domu, na pewno zmieniliby zdanie. (śmiech)
Bałagani pani i może jeszcze się spóźnia?
Zdarza mi się spóźnić, choć bardzo tego nie lubię, bo staram się szanować czas innych. Nasza branża jest dość rygorystyczna. Wszystko musi być rozpisane w kalendarzu. Czasem co do minuty. Przyjeżdża samochód o określonej godzinie i o określonej godzinie muszę do niego wsiąść. Bo inaczej posypie się plan całego dnia. To jest taki zawód. Ale nie jest to żadna męka. Szczególnie jeśli takie zasady wyniosło się z domu.
Czyli odebrała pani rygorystyczne wychowanie?
Z domu wyniosłam dobre wychowanie, ale na pewno nie rygorystyczne. Dużo się nauczyłam o samodyscyplinie także w szkole teatralnej. Szybko zdałam sobie sprawę, że ten zawód jest bardzo wymagający. Wyobrażenia o tym, że aktor jest wolnym ptakiem, który ma dla siebie mnóstwo czasu i może sobie wstawać, o której mu się podoba, zupełnie nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Ale czasem warto zwolnić tempo?
Oczywiście, że tak. W tym roku miałam trzytygodniowe wakacje. Odpoczęłam i czuję się z tym doskonale. Pracuję teraz na planie "Rodzinki.pl" i "Prawa Agaty", z powodu którego dziś się spotykamy, ale przede mną też praca nad nowym spektaklem „Kotką na gorącym, blaszanym dachu” w Teatrze Narodowym.
Boi się pani porównań z Elizabeth Taylor, która zagrała w filmowej adaptacji tej sztuki?
Nie mam zamiaru stawać w konkury z Elizabeth Taylor, to byłoby śmieszne. Od czasu, kiedy Taylor zagrała Maggie, minęły dziesięciolecia! Zrobimy nowe, inne przedstawienie, w którym mam nadzieję zagrać dobrą, wyrazistą rolę. Trema oczywiście jest. Jest zawsze. Przed każdym nowym projektem pojawia się twórczy niepokój i adrenalina. Tak musi być.
Aktor musi być sprawny. Jak pani dba o kondycję?
Nie jestem typem sportowca. Chodzenie na siłownię nie jest dla mnie. Wolę wakacyjną rekreację. Zawsze z urlopu wracam dwa, trzy kilo lżejsza. Zmieniam rytm życia, dużo chodzę, jeżdżę na rowerze i pływam. Wolę sporty na łonie przyrody. Poza tym dla mnie najlepszym ćwiczeniem zawsze był teatr. Podczas trzygodzinnego przedstawienia zawsze tracę co najmniej kilogram.
A co sądzi pani o botoksach i operacjach plastycznych?
Przyglądam się temu, bo młodość nie jest zarezerwowana dla nikogo. I ja nie jestem tu wyjątkiem. Nie wiem, czy się kiedyś zdecyduję. To, co widziałam do tej pory, raczej mnie nie przekonuje. Mam bardzo mimiczną twarz i nigdy nie chciałabym, żeby mi to zostało odebrane. Na razie stosuję metody, które pozwalają mi ujędrnić skórę. I spowodują, że będzie ona zdrowa, świeża i w jak najlepszej kondycji. Ale ponieważ medycyna estetyczna idzie do przodu, pojawiać się będą nowe doskonalsze nieinwazyjne rozwiązania, może kiedyś dam się namówić na coś więcej.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
WP Gwiazdy na: